piątek, 26 września 2014

Psychiczna cz.1

Przepraszam za błędy nie zdążyłam sprawdzić tekstu
Psychiczna 
cz. 1 
Siedziała na przeciwko mnie. Jej czarne włosy falowały wokół twarzy tak jakby znajdowała się pod wodą. Jej nadgarstki, szyja i kostki były posiniaczone, a usta otwarte w niemym krzyku. 
Zaciekawiona przekrzywiłam głowę. 
- Utopili cię?- zapytałam zaciekawiona, gdyż nigdy nie widziałam ducha człowieka, który został utopiony więc to oczywiste, że zżerała mnie ciekawość.
Zanim duch zdążył mi odpowiedzieć poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. 
-Lucy? Czas wziąć leki. - Pielęgniarka patrzyła na mnie z niepokojem. A tak zapomniałam wam powiedzieć, że oprócz tego, że widzę duchy to jestem w psychiatryku. Nie znalazłam się tu, bo chciałam. No to było tak. 
Od dziecka widziałam duchy. Nie bałam się ich. Można by powiedzieć, że każdego ducha uważałam za przyjaciela. Kiedy nauczyłam się mówić zaczęłam opowiadać o nich rodzicom. Uznali, że to moi "wymyśleni" przyjaciele. Nie mieli z tym problemów do czasu, aż zaczęły śnić mi się koszmary. Nie były to jednak zwykle sny. W tych snach była obserwatorem różnych dziwnych wydarzeń. Przykładem tego może być, że jako siedmiolatka śniłam o chłopaku z blond włosami, który był ubrany w mundur i całował się z dziewczyną. Niestety posunęli się odrobinę dalej i jako mały dzieciak zobaczyłam gołego faceta. Jak tylko zapytałam się mamy dlaczego chłopak jest inny niż my, mama zdenerwowała się. Nie wiedziała skąd mogę to wiedzieć, a kiedy zapytała odpowiedziałam prawdę. 
Od kiedy powiedziałam o tym mamie, zapisała mnie na terapię. Chodziłam do lekarza i mówiłam mu wszystko. Cieszyłam się, że ktoś wreszcie mnie słucha i wierzy. Moje szczęście nie trwało długo. Moja mama dostała tabletki, które miałam brać, a kiedy zaczęłam je brać czułam się dziwnie. 
Po następnej wizycie i opowiedzeniu lekarzowi o tym co mi się śni i o tym kogo widzę, lekarz stwierdził, że jest ze mną bardzo źle i wieku 13 lat trafiłam do psychiatryka. Na początku nie wiedziałam czemu. Każdy w szkole mnie lubił, a nauczyciele nie widzieli we mnie nic dziwnego. Jednak i lekarz i rodzice uważali, że powinnam się leczyć 
To w sumie moja historia. Niezbyt długa, lecz prawdziwa. 
Jestem tutaj od czterech lat. 
Od przyjazdu faszerowali mnie lekami, po których nie kontaktowałam. Po tych lekach mogłam godzinami patrzeć na ścianę i nie znudziłoby mi się to. Jednak po pewnym czasie skapnęłam się, co mi robią i zaczęłam udawać, że biorę leki choć wcale tego nie robię. 
Wracając do rzeczywistości. Szłam z pielęgniarką do okienka czując, że duch podąża za nami. 
A właśnie nie powiedziałam jak to się stało, że odkryłam duchy!  A stało się to tak, że kiedyś jak miałam z 14-15 lat uwierzyłam lekarzom, że jestem chora psychicznie. 
Pewnego razu przyjechała do nas dziewczyna. 
Wjechała windą na trzecie piętro. Jeździła na wózku jak każdy pacjent w tej placówce. No prawie każdy. Nieliczni mogli chodzić, jednak ona wyglądała inaczej. Każdy psychol włącznie ze mną nie prezentował się najlepiej, ale ona... Ładne i długie blond włosy spływały falami na jej plecy i ramiona. Ubrana w różowy sweterek z truskawką i jeansy. Miała na sobie kozaki. Przyszła z mężczyzną o jakieś dwadzieścia lat starszym. Domyśliłam się, że to jej tata. 
Dziewczyna podjechała do mnie wózkiem i wytraciła mi leki z ręki w chwili kiedy miałam je wziąć. 
Pielęgniarka już chciała na nią nakrzyczeć, kiedy zobaczyła wózek, a zaraz za nim mężczyznę zamknęła usta i odeszła. 
-Jesteś chora psychicznie? - zapytałam. Jedyny powód dla którego jeszcze mogłam mówić był taki, że nie wzięłam tych leków ale w tedy jeszcze tego nie wiedziałam.  
-Nie jestem. Nazywam się Anabel i mam białaczkę.
-Białaczkę? To co ty tu robisz?
-Chciałam cię ostrzec. Ja... Kiedyś też je widziałam. Widziałam duchy. Jednak teraz, kiedy mam białaczkę nic już nie widzę.
-Nic nie widzisz? - Zdziwiona przybliżyłam rękę do jej oczu, a ona ją odepchnęła.
-Nie w tym sensie. Nie widzę duchów ani aur. A jak nie wiesz co to jest to aura to coś co otacza człowieka pokazując jaki ma nastrój. Pewnie nie widzisz jej teraz przez te leki.
-Nie wiem o czym mówisz. Może masz białaczkę, ale na sto procent masz coś nie tak z głową. Jesteś taka jak ja.
Westchnęła i mruknęła pod nosem:
-Expiet.
Po tych słowach poczułam się jakby ktoś oczyścił mi umysł. Kolory stały się żywsze, a słowa Anabel zaczęły nabierać sensu.  Jakby tego było mało znów zobaczyłam duchy, a one jakby wyczuwając, że je widzę uśmiechnęły się do mnie.  Spojrzałam na ludzi i zobaczyłam, że otaczają ich różne kolory. Pielęgniarka, która była przy tym jak Anabel rzuciła leki miała jasno czerwoną i brązowo zieloną aurę.
-Co oznacza jasna czerwień i brązowo zielony? - zapytałam wpatrując się w pielęgniarkę. Anabel się skrzywiła.
-Jest kilka opcji, ale podejrzewam, że jasna czerwień w tym przypadku to złość a zielonobrązowy to zazdrość.
Spojrzałam na nią, a kiedy zobaczyłam jej aurę było mi słabo. Zobaczyłam szarość, złoty, cytrynowy, biały i lawendowy. Tyle kolorów nie widziałam na żadnej osobie w pomieszczeniu.
-Jaki kolor? - zapytała, a jej aura z szarej zrobiła się jasno szara.
-Szary, złoty, cytrynowy, biały i lawendowy. Co to znaczy?
-Szary to znaczy, że albo ktoś ma depresję, albo jest chory na nieuleczalną chorobę. Złoty to znaczy, że moja dusza przechodzi ostatnie wcielenie. Cytrynowy znaczy, że jestem bardzo inteligenta. Biały oznacza prawie to samo co zloty tyle, że jest to jeszcze czystość i ochrona, a lawendowy oznacza, że mamy nadprzyrodzone zdolności.
-Czyli ty masz nadprzyrodzone zdolności, twoja dusza jest na ostatnim etapie życia, jesteś inteligenta, ale jak masz szary to znaczy, że... umrzesz?
Anabel pokiwała głową i uśmiechnęła się,
-Muszę już iść. Nie bierz tych tabletek. - Po tych słowach znów wjechała do windy.
Nigdy więcej jej nie widziałam.
Wzięłam tabletki od pielęgniarki i wrzuciłam je do buzi pielęgniarka uśmiechnęła się i odeszła, a ja poszłam w stronę świetlicy przy okazji wypluwając tabletki do doniczki.

&x&x&
Dzień mijał jak co dzień, aż do godziny 11 kiedy wszystko się zmieniło.  Przechodziłam obok pokoju mojego psychiatry i zauważyłam, że drzwi do jego pokoju są otwarte. Nie mogąc się pohamować zajrzałam do środka i zobaczyłam najprzystojniejszego i najbardziej seksownego chłopaka jakiego kiedykolwiek widziałam. Miał może ze dwadzieścia lat. 
Ciemnoniebieska koszulka, skórzana kurtka i czarne jeansy. Łagodne rysy twarzy, czarne włosy ni to długie ni to krótkie, a oczy... Niebieskie jak niebo. 
Rozmawiał z moim lekarzem stojąc przodem do mnie, ale nie zauważając mnie. I dobrze. Dzięki temu ja mogę popatrzeć. Uśmiechnęłam się. Szkoda, że nie mogę widzieć jego aury, pomyślałam z żalem.
A nie mogę tego zrobić, bo każda tabletka jaką połknę przyćmiewa moje nadprzyrodzone zdolności, a dzisiaj rano wzięłam tabletki od bólu głowy. 
Ból głowy oznacza niebezpieczeństwo. 
Głos Anabel zabrzmiał mi w głowie. 
Tak, tak. Pamiętam. -pomyślałam. - Dobrze chociaż, że pisałaś do mnie listy. 
Tak. Pisała. Do czasu. Myślałam wtedy, że Anabel jest moją przyjaciółką, ale kiedy tylko napisała, ze to wszystko co wie na temat naszej siły nadprzyrodzonej przestała. 
Westchnęłam i to był mój pierwszy błąd. 
Lekarz psych* i chłopak odwrócili się w moją stronę. 
-Lucy nie powinnaś być teraz gdzie indziej? - warknął lekarz psych. Jak on może się tak zwracać do pacjentów? 
-Eee... - Bardzo inteligentnie, Lucy! Odchrząknęłam. - Przepraszam. Strasznie boli mnie dzisiaj głowa. 
Lekarz psych niezbyt się tym przejął, ale chłopak tak. Jego wzrok stal się troskliwy. 
-Czy mogę wziąć tą? - zapytał lekarza  psych, a ja nie wiedziałam o co chodzi. 
-Ją? - lekarz prawie się zaśmiał. - Nie wiem czy sobie poradzisz. To ciężki przypadek. 
-Trzeba mierzyć wysoko.- Odparł chłopak nie odwracając ode mnie wzroku. 
Lekarz psych zamyślił się chwilę po czym podszedł do biurka i wyjął z szuflady teczkę, na której widniało moje stare zdjęcie. 
-Proszę. Zapoznaj się z tym. 
Po tych słowach lekarz psych podszedł do mnie i odwrócił mnie w stronę świetlicy, a potem wrócił do gabinetu zatrzaskując drzwi. 

*Lekarz psych (lub po prostu psych.) - to przezwisko dla lekarza psychiatry